Uczulenie redakcyjne na Wrzody jest okrutne. Wyniucham z daleka. No i Wrzody ciągną się za tobą latami. Można Wrzoda nie widzieć cztery roki a i tak pierwsze o czym marzy po spotkaniu cię przypadkowym na ulicy i zaproszeniu na kawę to to, żebyś ty młotku za tą kawę zapłacił i jeszcze dołożył mu na buty. Odda jak cię spotka. Pewnie w roku 2056, kiedy będę już łysa, szpakowata, urosną mi wąsy a moje wnuczki będą uprawiać seks w kombinezonach podłączonych do sieci gdzieś z kimś z Senegalu.
Tera sprawa mojego Wrzoda. Pojawił się wiecie. Gwoli wyjaśnienia z mojej mieściny podwarszawskiej wyjeżdżam panie dwadzieścia minut przez dwa przystanki autobusowe całe miasto stoi radośnie. Trawniki niczym zagonki po przejechaniu traktora wyznaczają nam nową obwodnicę dwa metry od szosy głównej. W dodatku dwupasmową z ruchem jednostronnym odwrotnie przeciwnym do kierunku jazdy rowerów, matek z dziećmi oraz mleczarza, z drzewem lub krzaczkiem na środku., czasem z wrzeszczącym strażnikiem miejskim, który goni Wacka albo innego tam Rycha z Tico. Wacek, Rych i Tico spiergalają radośnie przed strażnikiem i jego lizakiem. Wesoło jest. No to wyjeżdżam panie z tego mojego miasteczka i na największym węźle komunikacyjnym, gdzie zbiegają się główna oraz dwupasmowa obwodnica trawnikow, poprzeczna do głównej i obwodnicy, opłotki za przystankiem pewnego dnia stał On. Wrzód.
Wrzód przytył na oko jakieś 15 kilo, ubyło mu na górze i na dole pewnie też, świński blondyn jak był tak po bokach nad uszami jest. Na górze nie jest bo jak napisałam mu ubyło. Redakcja wyjeżdża normalnie swoim zajebistym służbowym autem z decybelem apropo krzywych matek na ustach jak to ja i wtedy panie zawijam ja panie w prawo na główną, mijam przystanek, łysego blondyna z palcem bocznym i nagle na prawej bocznej szybie lądują mi czyjeś łapy. Podekscytowany Wrzód. Znaczy myślałam, że go minęłam. Krzywamatkatwojamać. Wrzód dobija mnie się do okna, do drzwi. Blokada włączona więc próbuje wyrwać wrota chyba. Nie wiem. Za szybką widzę jego spoconą pełną wyrzutu twarz. Normalnie Shrek – Kot w Butach. No jeszcze chwila i podłoży mi nogę pod oponę. On dostanie odszkodowanie a ja dwunastoosobową celę chyba. Nie wiem. Zdejmuję blokadę. Wrzód już siedzi po prawo, wita się, włącza moje radio, wyciąga fajka. Mojego. Zielonego Camelie Slima co go wożę w samochodzie jak już idę na jakąś imprezę. Wesoły chłopak. Piętnaście lat. Czterdzieści paczki fajek, jakieś dwieście złotych, dwanaście piw, dwie wódki ale proszę-częstuj się.
Zamiast na Batorego, którędy zmierzam do pracy kolega zażyczył sobie na Marszałkowską z podwózką pod przystanek oraz trzy fajki na drogę. Wypiergoliłam w Wilanowie i odebrałam swoją stówę.
Codziennie mijam mojego Wrzoda. Stoi gdzie stał, łysieje, palec jak sterczał tak sterczy. Patrzy z wyrzutem. Czasem otwieram okno na trzy i pół centrymetra oraz puszczam ładną muzyczkę na 23 w 23 stopniowej skali i wurwa uwierzcie mi. Coś mam chyba z uchem. Strasznie mi przykro ale normalnie nie wiem co kolega mamrocze.
Chyba powinnam iść do laryngologopediatry..