Kiedy w 2007 po wyjściu ze szpitala w Hurghadzie, zmarnowana po operacji malowałam swoje dłonie do ślubu nie przypuszczałam, że kiedy wrócę do Polski wszyscy będą mi się przyglądać jakbym była jakimś dziwakiem.
Z drugiej strony zawsze czułam się trochę nie z tej bajki a moi przyjaciele określają mnie jako postać z kreskówki. Zwłaszcza wtedy kiedy wyglądam jak mój avatar nosząc grzmoty i warkocze :)
Każdy by się czuł jak kreskówka gdyby jego świadkiem na ślubie był jakiś taksówkarz i jego kolega Kanadyjczyk co akurat stał na schodach a co ich pierwszy raz na oczy widziałam. No dobra.
Ale dzisiaj nie o wariatach z Kairu tylko o cudownej sztuce zdobienia ciała, która swoje korzenie ma w starożytnym Egipcie i Indiach. Te dwie kultury z dwóch krańców świata przenikają się wzajemnie i jest to o tyle niezwykłe, że zarówno jedna i druga wykształciły w sobie podobne jeśli chodzi o kobiety style dbania o urodę i włosy / np Daburamla czy oliwki Vatika/ , ale również biżuterię i ozdoby
/ które oczywiście po prostu uwielbiam. Zwłaszcza matha patti, wszelkiego rodzaju kucci tikka itepe/
Poniższa galeria która sobie tu akurat wklejam zawiera też pewna małą niespodziankę, którą zaklajstrowałam ze względu na nieletnich.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
W Egipcie sama zajmuję się tatuażani na dłoniach, więc jeśli któraś z Was zawita do mnie w gości, będzie mogła wyjść "Umalowana"
O całym komplecie biżuterii, abayach i perfumach nie wspomnę.
Pozdrawiam! Lea



















