Dzisiaj będzie post głównie dla pań i chyba w różnym wieku, bo słowo daję nie wiem komu go zadedykować.
Chodzi mianowicie o problemy z cerą mieszaną, z którym cała moja famili z dziada pradziada się zmaga.
Kiedy ktoś mi mówi, że wyglądam na 25 lat normalnie aż mam ochotę skakać pod sufit / to drzewo sandałowe rozrabiane z kremami POLECAM! killer dla zmarszczek/ lecz oprócz tego jestem normalnie potomkiem familijnym z wielkimi problemami czaszkowymi.
Kto ma cerę mieszaną ten wie, że z jednej strony gruba skóra, która często się zatyka i brudzi jest z tej strony dobra, że właśnie owe zmarszczki przychodzą bardzo późno ale z drugiej strony pora na pora gdzie ci można zajrzeć wgłąb tkanek miekkich nie wygląda ładnie a i make-up tego nie ukryje za bardzo. Wręcz przeciwnie. Za mocno upaćkana podkładami czy pudrami wyglądasz jakbyś miała się zaręczyć z Etną a wieczorem przypominasz ciastko pieguska czy coś.
Wiem... wiem... zara wyskoczą tu na mnie blondynki z cerą jak porcelana z poradami sercowymi.
Twarda rzeczywitość pryszcztych nastolatków i gruboskórnych trzydziesto i czterdziestolatków potrafi czasem dobić.
Podczas gdy mi stuknie w przyszłym roku 40-tka niech panie z cienko skórą z kremami za 600 PLN starzeją się godnie i zaprzyjaźnią z botoksem.
Bo mam dzisiaj Wam do pokazania W KOŃCU COŚ co mi w tutejszej aptece wykonano i mam tego całą lirową butlę.
Mazia ta nakładana jest na skóre w formie lekkiej maseczki / po bladych dziubkowato- iphonowych wykrzywionych gębnie zwłokach poznacie pewnie że to ja/ i zostawia się to mazię lekko wodną na twarzy aż zaschnie około 20 minut.
Powiem krótko.
Przy 35 stopniach w Egipcie działa jak nie wiem. Zamyka pory na cały dzień, twarz się nie brudzi / a kurzu jest tu przecież mnóstwo w tem Egipcie/ i generalnie chciałam powiedzieć, że odstawiłam wszystkie pudry oraz fluidy precz.
Jeśli któraś z Was ma podobne kompleksy i inne strapienia związane z porami, wągrami, zatykaniem się skóry i tym, że się po godzinie od wykonania makijarzu świecicie piszcie mi maile.
Pozdrawiam,
Lea