Ze wspomnień Redakcji...
Ponieważ kobiety biura muszą nosić się biurowo, Redakcja takoż i do taczki zakłada czasem jakiś laczek z 10cm wyrostkiem dolnym. Do tego opala nogi pończochami firmy Gatta w kolorze opalonych nóg, które opalają mnie te nogi na złoty brąz. Oprócz tego nakłada na grzbiet marynarę w pasie wciętą, która bardzo wcina mnie w pasie a pod spód tę...no... No spódnicę. Dzięki temu wyglądam jak ktoś zupełnie niepodobny do mnie i czasem muszę bardzo uważać bo noga poleci mi za bardzo w przód. To z braku moich kilogramowych butów obitych blachą i środek ciężkości przemieszcza się nie tam gdzie trzeba.
Wytuptuję więc służbowe dróżki tam i spowrotem. Tam aby sporządzić bardzo przystojnego kiepka z mentolka a spowrotem aby po sporządzeniu kiepka pojechać windą parę pięter w górę i w drodze powrotnej opłakać sytuację, że kiepek powstał za szybko. Między sporządzaniem kiepków jestem straszną służbistką oraz prawdziwą biurwą suką jeśli chodzi o wymagania własne. Taczka pali mnie się w ręcach, budżet rośnie z dnia na dzień a moje akcje idą w górę jak nie wiem co. Przynajmniej tak sobie wmawiam tupiąc w te i we wte.
Dopiero w piątek, kiedy następuje casual friday a ja wejdę w moje potworne buciska mogę sobie spokojnie się właśnie wtedy wyluzować. Wtedy właśnie powstają wokół mnie kolejne legendy. Opowiadania dotyczą ilości zażywanych przeze mnie środków psychotropowych, moich skłonności do sadystycznego obnoszenia się z tatuażami, o tym, że po pracy dorabiam jako tancerka w klubach go-go, że uprawiam seks w przebieralniach damskich i męskich, że jestem poprzebijana nie tylko na języku, że gwałcę dziewice, używam pejcza na zmianę z variografem, kiedy z gardła wyrywam moim kochankom i kochankom wyznania miłosne, że odbijam cudze żony, że nie wolno mnie zaczepiać w biurze, bo demoluję oralnie w tempie błyskawicy. Słynna zwłaszcza jest opowieść o przywiązaniu do wyrka na imprezie gołego, niewiernego męczyzna, którego obejrzało sobie potem jakieś 40 osób. Męczyzna leżała w tym czasie uwiązana do ramy jak w "Nagim instynkcie", którego to uwiązania sprawcą był wiadomo kto. Bycie firmową dziwaczką jest dla mnie punktem G. bo nigdy nie wiadomo czy nie rzucę się z nożem do papieru na pana z kanapkami co przyniósł z papryką a nie powienien lub czy nie przybiję sobie kolczykami powiek do czoła, żeby nie zasypiać do biura. Mniam!
Siedzę więc w swojej dżungli słuchając Rammsteina lub innego Evil's Toy, bo w biurowcu jest wszystko oprócz zasięgu innego radia niż RMF. Wesołe przyśpiewki Garu Iglezjasa czy Wilka Golca-Dion, oraz inwigilacja mojego gustu w postaci gwałcenia mnie radami" Jeśli zadzwoni do pani/pana telefon i MASZ WURWA POWIEDZIEĆ, ŻE SŁUCHASZ EREMEFU" powodują u mnie chęć narzygania w doniczkę co po prawej ręce mam. Dlatego też gremium pokojowe wpadło na pomysł, żeby może by tak przynieść jakieś inne radio, bo to chyba jest gadżet z Krakowa z numerem seryjnym o12-2000000. Dwa dni później do pokoju weszło nowe radio, które najpierw odbyło stosunek z kontaktem, potem z verticalem, potem z palcem koleżanki a potem trzasnęło, chrypnęło i wyrzuciło z siebie " Zdrowaś Mario łaskiś pełna... " Jak nas cztery stało wtedy tak wrzasnęłyśmy jak na komendę "Jezusmariawurwamać!" i rzuciłyśmy się jak ruggbyści na nieszczęsny plastik. Wyrżnięty w łeb plastik zdechł miłościwie z modlitwą na ustach. I tak zaczęła się nasza przygoda ze środkami publicznego przekazu. W czwartek na parapecie stały 3 odbiorniki, z których pierwszy odbierał Kraków, drugi Niebo a trzeci radio Zet. Miałyśmy więc do wyboru. Albo zagjebać się po francusku przy Krakowie i Zetce albo zagjebać się z pacierzem na warach przy Bożej Radości jak Rzeka.
Kiedy nadszedł kolejny poniedziałek, do pokoju wsunęłła się chyłkiem Pani E. Pani E. niosła pod pachą czwarte radio, które na pewno będzie odbierało rockowe nasze ulubione na 94. Kobiety biura wyszły zza szafy i stanęły przy mnie jak strzykwy. Znaczy Redakcja ma montować. Redakcja ubrana przepisowo w laczka z obcachem, kieckę dokolanową i marynarę. Kiedy strzykwy postawiły mnie na pulpicie czarne radio i zaczęły pochrząkiwać nieartykułowanym językiem Związku Zawodowego Przeciwko Trzaskom a potem wyszły, skumałam, że skręcanie krzeseł to nie jest szczyt moich możliwości. Trzeba mi jeszcze terapii wstrząsowej. Radia stały sobie naprzeciwko szklanych drzwi, z których rozchodził się piękny widok na korytarz szerokości metra, gdzie co chwilę przewalały się tabuny bardzo zajętych menadżerów i menadżerów menadżerów oraz szefów menadżerów.
Bierę więc nowy ekłipment i idę do parapeta. Obok parapeta stoi biurko sąsiadki zza szafy. Bokiem do szklanych drzwi. Zapuściłam pawia ( przepraszam żurawia) co by wpiąć ekłipment w kontakt. Zamiast kontaktu zobaczyłam pod biurkiem kokon z Matrixa. Cztery kontakty plus przedłużacz wypełniały całkiem srogie kilometry czarnych jelit. Chyba wpięte tam było całe biuro. Zapuściłam się głębiej gdzie wyłoniły się o dziwo jakieś dwie łyse dziurki pod biurkiem po drugiej stronie. ( wszystkie osoby, które ujrzały w wyobraźni kolejną legendę proszę o włączenie wygaszacza ekranu) Ległam na kolana z kablem w ręce i leżę. Obcachy wbiłam w chodnik jak trzeba. Świecę wypietym tyłkiem jak gromnica jaka.
Kiedy wczołgałam się pod biurko i wsadziłam kontakt w łyse dziurki nadszedł czas aby się wycofać. Poczęłłam ochoczo manewrować dolną połową jak nie wiem. Przynajmniej wtedy nie wiedziałam. Dopiero się dowiedziałam, jak przypomniałam sobie, że wcześniej przeczołgałam się pod deską co sterczy pod biurkiem jako ochrona przed chyba podglądaniem, stwierdziłam, że tyłem pod deską to ja ni wuja pana nie przejdę. No to jak nie tyłem to na wznak. Obróciłam się na plecy i wracam. Decha wisi mi nad głową niczym gilotyna ale twardo prę naprzód. Kiecka - zmarszczona purchawka postanowiła zwiedzić okolice pasa tyle, że po drugiej stronie. Kiedy wystawiłam łeb spod stołu, za szklaną szybą stał Pan Dyrektor, jego zastępca, dwóch handlowców i klient, z którym byłam umówiona za 15 minut w sali konferencyjnej. Tyle, że zamiast bardzo profesjonalnej pani handlowiec, grupa ta ujrzała najpierw wielki sunący równolegle do drzwi rozkrok rodem z porodówki, potem sunący równolegle rozkrok zakończony z jednej strony koronkowymi paskami samonośnych pończoch a na samym końcu rozkrok pełny, gdzie za zmysłową koronką pojawiły się bokserki w kolorze pomarańczowo-oczojebnym.
To może teraz puenta.
W biurze łyse dziurki najlepiej wypełniać po 17.00
Z wyrazami GrossBoss
Ponieważ kobiety biura muszą nosić się biurowo, Redakcja takoż i do taczki zakłada czasem jakiś laczek z 10cm wyrostkiem dolnym. Do tego opala nogi pończochami firmy Gatta w kolorze opalonych nóg, które opalają mnie te nogi na złoty brąz. Oprócz tego nakłada na grzbiet marynarę w pasie wciętą, która bardzo wcina mnie w pasie a pod spód tę...no... No spódnicę. Dzięki temu wyglądam jak ktoś zupełnie niepodobny do mnie i czasem muszę bardzo uważać bo noga poleci mi za bardzo w przód. To z braku moich kilogramowych butów obitych blachą i środek ciężkości przemieszcza się nie tam gdzie trzeba.
Wytuptuję więc służbowe dróżki tam i spowrotem. Tam aby sporządzić bardzo przystojnego kiepka z mentolka a spowrotem aby po sporządzeniu kiepka pojechać windą parę pięter w górę i w drodze powrotnej opłakać sytuację, że kiepek powstał za szybko. Między sporządzaniem kiepków jestem straszną służbistką oraz prawdziwą biurwą suką jeśli chodzi o wymagania własne. Taczka pali mnie się w ręcach, budżet rośnie z dnia na dzień a moje akcje idą w górę jak nie wiem co. Przynajmniej tak sobie wmawiam tupiąc w te i we wte.
Dopiero w piątek, kiedy następuje casual friday a ja wejdę w moje potworne buciska mogę sobie spokojnie się właśnie wtedy wyluzować. Wtedy właśnie powstają wokół mnie kolejne legendy. Opowiadania dotyczą ilości zażywanych przeze mnie środków psychotropowych, moich skłonności do sadystycznego obnoszenia się z tatuażami, o tym, że po pracy dorabiam jako tancerka w klubach go-go, że uprawiam seks w przebieralniach damskich i męskich, że jestem poprzebijana nie tylko na języku, że gwałcę dziewice, używam pejcza na zmianę z variografem, kiedy z gardła wyrywam moim kochankom i kochankom wyznania miłosne, że odbijam cudze żony, że nie wolno mnie zaczepiać w biurze, bo demoluję oralnie w tempie błyskawicy. Słynna zwłaszcza jest opowieść o przywiązaniu do wyrka na imprezie gołego, niewiernego męczyzna, którego obejrzało sobie potem jakieś 40 osób. Męczyzna leżała w tym czasie uwiązana do ramy jak w "Nagim instynkcie", którego to uwiązania sprawcą był wiadomo kto. Bycie firmową dziwaczką jest dla mnie punktem G. bo nigdy nie wiadomo czy nie rzucę się z nożem do papieru na pana z kanapkami co przyniósł z papryką a nie powienien lub czy nie przybiję sobie kolczykami powiek do czoła, żeby nie zasypiać do biura. Mniam!
Siedzę więc w swojej dżungli słuchając Rammsteina lub innego Evil's Toy, bo w biurowcu jest wszystko oprócz zasięgu innego radia niż RMF. Wesołe przyśpiewki Garu Iglezjasa czy Wilka Golca-Dion, oraz inwigilacja mojego gustu w postaci gwałcenia mnie radami" Jeśli zadzwoni do pani/pana telefon i MASZ WURWA POWIEDZIEĆ, ŻE SŁUCHASZ EREMEFU" powodują u mnie chęć narzygania w doniczkę co po prawej ręce mam. Dlatego też gremium pokojowe wpadło na pomysł, żeby może by tak przynieść jakieś inne radio, bo to chyba jest gadżet z Krakowa z numerem seryjnym o12-2000000. Dwa dni później do pokoju weszło nowe radio, które najpierw odbyło stosunek z kontaktem, potem z verticalem, potem z palcem koleżanki a potem trzasnęło, chrypnęło i wyrzuciło z siebie " Zdrowaś Mario łaskiś pełna... " Jak nas cztery stało wtedy tak wrzasnęłyśmy jak na komendę "Jezusmariawurwamać!" i rzuciłyśmy się jak ruggbyści na nieszczęsny plastik. Wyrżnięty w łeb plastik zdechł miłościwie z modlitwą na ustach. I tak zaczęła się nasza przygoda ze środkami publicznego przekazu. W czwartek na parapecie stały 3 odbiorniki, z których pierwszy odbierał Kraków, drugi Niebo a trzeci radio Zet. Miałyśmy więc do wyboru. Albo zagjebać się po francusku przy Krakowie i Zetce albo zagjebać się z pacierzem na warach przy Bożej Radości jak Rzeka.
Kiedy nadszedł kolejny poniedziałek, do pokoju wsunęłła się chyłkiem Pani E. Pani E. niosła pod pachą czwarte radio, które na pewno będzie odbierało rockowe nasze ulubione na 94. Kobiety biura wyszły zza szafy i stanęły przy mnie jak strzykwy. Znaczy Redakcja ma montować. Redakcja ubrana przepisowo w laczka z obcachem, kieckę dokolanową i marynarę. Kiedy strzykwy postawiły mnie na pulpicie czarne radio i zaczęły pochrząkiwać nieartykułowanym językiem Związku Zawodowego Przeciwko Trzaskom a potem wyszły, skumałam, że skręcanie krzeseł to nie jest szczyt moich możliwości. Trzeba mi jeszcze terapii wstrząsowej. Radia stały sobie naprzeciwko szklanych drzwi, z których rozchodził się piękny widok na korytarz szerokości metra, gdzie co chwilę przewalały się tabuny bardzo zajętych menadżerów i menadżerów menadżerów oraz szefów menadżerów.
Bierę więc nowy ekłipment i idę do parapeta. Obok parapeta stoi biurko sąsiadki zza szafy. Bokiem do szklanych drzwi. Zapuściłam pawia ( przepraszam żurawia) co by wpiąć ekłipment w kontakt. Zamiast kontaktu zobaczyłam pod biurkiem kokon z Matrixa. Cztery kontakty plus przedłużacz wypełniały całkiem srogie kilometry czarnych jelit. Chyba wpięte tam było całe biuro. Zapuściłam się głębiej gdzie wyłoniły się o dziwo jakieś dwie łyse dziurki pod biurkiem po drugiej stronie. ( wszystkie osoby, które ujrzały w wyobraźni kolejną legendę proszę o włączenie wygaszacza ekranu) Ległam na kolana z kablem w ręce i leżę. Obcachy wbiłam w chodnik jak trzeba. Świecę wypietym tyłkiem jak gromnica jaka.
Kiedy wczołgałam się pod biurko i wsadziłam kontakt w łyse dziurki nadszedł czas aby się wycofać. Poczęłłam ochoczo manewrować dolną połową jak nie wiem. Przynajmniej wtedy nie wiedziałam. Dopiero się dowiedziałam, jak przypomniałam sobie, że wcześniej przeczołgałam się pod deską co sterczy pod biurkiem jako ochrona przed chyba podglądaniem, stwierdziłam, że tyłem pod deską to ja ni wuja pana nie przejdę. No to jak nie tyłem to na wznak. Obróciłam się na plecy i wracam. Decha wisi mi nad głową niczym gilotyna ale twardo prę naprzód. Kiecka - zmarszczona purchawka postanowiła zwiedzić okolice pasa tyle, że po drugiej stronie. Kiedy wystawiłam łeb spod stołu, za szklaną szybą stał Pan Dyrektor, jego zastępca, dwóch handlowców i klient, z którym byłam umówiona za 15 minut w sali konferencyjnej. Tyle, że zamiast bardzo profesjonalnej pani handlowiec, grupa ta ujrzała najpierw wielki sunący równolegle do drzwi rozkrok rodem z porodówki, potem sunący równolegle rozkrok zakończony z jednej strony koronkowymi paskami samonośnych pończoch a na samym końcu rozkrok pełny, gdzie za zmysłową koronką pojawiły się bokserki w kolorze pomarańczowo-oczojebnym.
To może teraz puenta.
W biurze łyse dziurki najlepiej wypełniać po 17.00
Z wyrazami GrossBoss