Tak się zastanawiam czy w szkołach nadal są prowadzone lekcje przysposobienia obronnego. Za moich czasów zostałam bowiem zaszczycona owym momentem kiedy takowe zostały wprowadzone. Ponieważ uczyłam się w budzie gdzie było 2000 dziewczyn i 12 chłopaków ( technikum odzieżowe / mówiłam, że jestem skrawcem. Skracam głównie) lekcje takie odcisnęły piętno na mojej twarzy.
Dosłownie.
W sali PO stała sobie zamknięta na klucz gablotka szklana zawierająca cztery maski przeciwgazowe, szare koce i jakieś stare rupiecie, którymi miałyśmy się posługiwać. Był tam więc granat ręczny w kształcie granatu ręcznego i granat ręczny w kształcie fallusa. Leżały sobie tam również jakieś pistolety z czasów I wojny światowej lub II wojny światowej, łuski i tego typu rzeczy. Było również pudełko rozbrojonych naboi, które to naboje stały się moją obsesją.
W dobrych starych punkowskich czasach oprócz glanów trzeba było zawiesić na szyi kolczatkę od psa lub wisiorek rzemienny z nabojami. Wyglądało świetnie. Naboje były trudne do zdobycia i tym większa radoch jak już 3 czy 4 sztuki udało ci się gdzieś zaje...fajnić. Mamy więc te lekcję. Mamy też takiego Pana co malutki jest jak kurczaczek, jąka się jak Michnik i łysieje. Ma nas uczyć jak żołnierzem być.
Pan patrzy na nas skosem i pełen werwy komunikuje co następuje:
- Bę...bę...bę...dziemy...y...yy... dzi...dzisiaj...czoł...czoł...ga...ga...gać się w maaaaaaa..aaaaaa..aaaaskach poo.ooo poooo...dło...o.oooodze.
Po czym wysyła jedną żenszinę do gablotki. Żenszina przynosi maski zakurzone jak strefa zero z obrzydzeniem trzymając je między trąbą a okularem. Trzydzieści pań patrzy się na Pana. Postawione grzywki jak beton sterczą na 10 cm. Taka moda była wtedy wiecie... Oczęta umalowane ostro, usteczka, różowe sweterki, dżinsy tureckie opinają kształtne kształty. Podłoga pamiętająca jeszcze czasy powozów konnych zawiera na sobie elementy dekoracyjne w kolorach przeciwnych do siebie samej.
Pan łypie na nas okiem i mówi:
- Tu..tu...tunel. Będziecie..cie...cie czołga..ga...gać się w tunelu bę..bę...będziecie czoł...czoł...czołgać się będzie...dzie..cie.
Po czym przynosi z klasy takie dwa koła o wymiarach około metra średnicy. Między kołami figuruje tuba z worka po kartoflach chyba. Długa na 6 metrów. Z tuby tumanami unosi się osiemdziesiąt miliardów roztoczy.
Pan przesuwa okiem po przyszłych krawcowych i wyciąga paluch w moim kierunku.
- Ty... cza...cza...czarnulka.
Teraz już wiem dlaczego wybrał właśnie mnie. Nie nosiłam grzywki na Alfa i mogłam spokojnie założyć mordę słonia na swoją twarz nie łamiąc przy tym urobku w postaci martwych komórek włosowych. Biorę maskę. Zakładam tak jak mnie na teorii uczyli. Maska lata mi dookoła głowy, bo małą głowę mam.Dosłownie.
W sali PO stała sobie zamknięta na klucz gablotka szklana zawierająca cztery maski przeciwgazowe, szare koce i jakieś stare rupiecie, którymi miałyśmy się posługiwać. Był tam więc granat ręczny w kształcie granatu ręcznego i granat ręczny w kształcie fallusa. Leżały sobie tam również jakieś pistolety z czasów I wojny światowej lub II wojny światowej, łuski i tego typu rzeczy. Było również pudełko rozbrojonych naboi, które to naboje stały się moją obsesją.
W dobrych starych punkowskich czasach oprócz glanów trzeba było zawiesić na szyi kolczatkę od psa lub wisiorek rzemienny z nabojami. Wyglądało świetnie. Naboje były trudne do zdobycia i tym większa radoch jak już 3 czy 4 sztuki udało ci się gdzieś zaje...fajnić. Mamy więc te lekcję. Mamy też takiego Pana co malutki jest jak kurczaczek, jąka się jak Michnik i łysieje. Ma nas uczyć jak żołnierzem być.
Pan patrzy na nas skosem i pełen werwy komunikuje co następuje:
- Bę...bę...bę...dziemy...y...yy... dzi...dzisiaj...czoł...czoł...ga...ga...gać się w maaaaaaa..aaaaaa..aaaaskach poo.ooo poooo...dło...o.oooodze.
Po czym wysyła jedną żenszinę do gablotki. Żenszina przynosi maski zakurzone jak strefa zero z obrzydzeniem trzymając je między trąbą a okularem. Trzydzieści pań patrzy się na Pana. Postawione grzywki jak beton sterczą na 10 cm. Taka moda była wtedy wiecie... Oczęta umalowane ostro, usteczka, różowe sweterki, dżinsy tureckie opinają kształtne kształty. Podłoga pamiętająca jeszcze czasy powozów konnych zawiera na sobie elementy dekoracyjne w kolorach przeciwnych do siebie samej.
Pan łypie na nas okiem i mówi:
- Tu..tu...tunel. Będziecie..cie...cie czołga..ga...gać się w tunelu bę..bę...będziecie czoł...czoł...czołgać się będzie...dzie..cie.
Po czym przynosi z klasy takie dwa koła o wymiarach około metra średnicy. Między kołami figuruje tuba z worka po kartoflach chyba. Długa na 6 metrów. Z tuby tumanami unosi się osiemdziesiąt miliardów roztoczy.
Pan przesuwa okiem po przyszłych krawcowych i wyciąga paluch w moim kierunku.
- Ty... cza...cza...czarnulka.
Pan podchodzi do mnie i nachylając się nad szklaną szybką za którą powinno być moje oko krzyczy:
- Oddy..ddy...chaj przez filtr!
Myślę sobie, że ani chybi to musi być ta słoniowa trąba co mi dynda z przodu. Pan łapie za gumowe troczki z tyłu, zaciąga i wpycha mnie do tuby. Łapię pierwszy haust powietrza przez maskę i próbuję się czołgać. Gdyby te szybki przed oczami nie były takie zalepione brudem, Pan zobaczyłby pewnie jak gały wyszły mi z orbit, bo trąba ni wuja pana nie zadziałała jak należy. Czołgam się na bezdechu czując się jak Rambo z kraju trzeciego świata co na wyposażenie nie ma i dusząc się jednocześnie usiłuję nie nadepnąć na własną trąbę bo ślepa jak kret, bo nic do cholery nie widzę pełznę dalej popychając się prawą ręką a lewą wycierając oszklone otworki na oczy.
Nagle przez maskę wpada mi tlen z azotem. Szybkę trafił szlag i wleciała do środka jak ją popchnęłam tym lewym palcem. Nie wiem jak wy, ale ja wtedy po raz pierwszy oddychałam okiem. Polecam. W razie wyższej konieczności. Jakoś się przeczołgałam ale kiedy wylazłam z drugiej strony wora wyglądając jak rozczochrany mamut, nie było następnych chętnych. Pan miłosiernie odlepił mi maskę od twarzy i odesłał razem z nią do gablotki. W ramach rekompensaty za usiłowanie morderstwa poczęstował mnie 5 nabojami z których uplotłam sobie zajebisty gadżet na szyję. I teraz puenta...
Przed wejściem do worka odepnij trąbę i wydłub oko
Tajest!
Redakcja