Translate

May 3, 2012

She was my first. And I stole her from the RADZIEL

Uhm... Jakby tu rzec.

To właściwie nie abaya, które kocham miłoscią ogromną a galabija. Pani Galabija zawitała do mych rąk na Daharze w roku 2001 i była pierwszą jaką w ogóle kupiłam. Dramatem było to iż po zobaczeniu owej galabiji wyszywanej sznurami w cudowne ornamenta, dostałam omalże zawału i pomimo tego iż uszyta została na rozmiar G super męski, natychmiast wyszłam z nią ze straganu. Galabija pojechała ze mna najpierw do Beduinów a potem zamieszkała z reszta moich wynalazków w szafie, która jak ktoś ostatnio określił mój styl jako NIEOKREŚLONY / za co mu strasznie dziękuję bo to prawda :P/

 Jako hoży krawiec wyznający onomatopeje i epiteta oraz przeróżne orthodoksyjne słownictwo które drzewiej sie używało moje duszki, zabrałam się hożo do roboty i obcięłam ową galabiję z dwoch stron, także można normalnie napisać, że wyszłam z namiotu. Szatka moja jest nie zszyta po bokach więc można se normalnie pod spód założyć spodnie i potraktować ją jako swoite dzieło sztuki, nanizane na odzież pierwotną. Efekt poniżej.

 Jedyną rzeczą mankamentną jest to iż owa galabija farbuje na czerwono jak tylko się ją zmoczy albo i bez, także po dwóch godzinach wyglądam jak obdarta ze skóry ofiara składana bogom na jakiejś skale, co jej gdzie niegdzie to i owo oblazło. Lub jak to własnie se tera dla moich czytelników chirurgów i anatomistów rzeknę. Jak model ścięgien i mięśniak co się zowie. Hoho :P
 uszanowania,
 GrossBoss