Ze wspomnień Redakcji...
Jest 2003 a ja z wyglądu wyglądam na zupełnie zabiedzoną zaliczkę na kobietę,znaczy się na zimę nie mam czym wypełnić luki w ubytkach między kościami. Za to mam do wyboru: albo wsadzić sobie w gardło sondę z tej rurki co nią czasem ściągam wino z balona Dawców Życia niecnie i skarmić się 4 kilogramami papki co ją przetrę z cielaka, kurczaka i kartofla albo też zakładać na siebie coś więcej niźli push-upa i jakąś koszulinę. Ponieważ nienawidzę galerii handlowych a zwidziwszy okoliczne dziady i inne skłoty z odzieżą nic nie wydłubałam, złamałam zasadę.
W tym właśnie celu udałam się do Galerii Mokotów ( o kurdę zapomniałam określić cel) Cel brzmiał: Omotać Redakcje wełną. Żywą. Czystą. Może być z Rumunii lub Chin. Ponieważ we wszystkich golfach które tak się jakoś ostatnio składa, że co widzę to różowy, wyglądam jak przebrana za loda zasępiłam się okrutnie w drugiej godzinie zwiedzania czeluści piekielnych. Harpie zza lady rzucały w moją stronę podejrzliwe acz pełne nadziei spojrzenia a źrenice płonęły im czystą czerwienią na widok mojego najboskiejszego kuferka z czarnej skóry.
Kuferek wskazywał bowiem, że Zakupowy Portfel Redakcji wynosi jakieś dwadzieścia dwa swetry i pół. Harpie zza lady musiały obejść się smakiem albowiem tak jak wspomniałam nie lubię wyglądać jak lód na patyku o smaku truskawkowym. Przesunęłam więc swe nie pokryte dostatecznie ciało w kierunku nowego sklepu H&M/ wtedy w 2003 był nowy i połowa Polski nie chodziła jeszcze w HaMieZarze/ i oczom moim ukazał się Czarny Sweter. Czarny Sweter charakteryzował się tym, że był czarny. Miał ogromnego golfa i splot gruby skośny łańcuszkowaty lekko. Oprócz tego był krótki więc moja wybitna pupa byłaby doskonale widoczna poniżej Czarnego Swetra / przynajmniej w 2003 była wybitna/. Nawiązując do ekstazy nehwowej, której właśnie doświadczyłam, dokonałam sprintu na dystans 8 metrów, strzykając na boki śliniankami, dopadłam łupu i zaczęłam w nim gmerać. Gmeranie w ilości sztuk trzy zakończyło się wyciągnięciem za ogromny golf Czarnego Swetra numer 36.
Rzucając gałami na strony wszelakie w poszukiwaniu potencjalnej konkurencji, która mogłaby mi wyrwać Czarny Sweter, dokonałam kolejnego sprintu do przymierzalni. Obok kabiny stał Smutny Pan w Uniformie. Smutny Pan w Uniformie polegał na tym, że był smutny, w uniformie i patrzył czy nie ukradną. Nie kradli, więc Smutny Pan w Uniformie miał usta w kształcie ukośnika :/ Trzymając w ramionach Czarny Sweter musiałam poczekać na swoją kolej. W tym czasie zapoznałam się ze skarpetami we wszystkich kabinach, które wystawały spod desek.
Kiedy otworzyła się jedna z nich ( znaczy nie skarpeta tylko kabina ) w ułamku sekundy wyrzuciłam ze środka jakąś babę w podkolanówkach w paski i zaczęłam się rozkulbaczać. Obnażone me członki górne skierowały się do wnętrza Czarnego Swetra. Wsadziłam prawą rękę do łokcia, potem lewą rękę do łokcia, połowę głowy i w tym momencie utknęłam jak korek. Na wpół ślepa kręciłam się po kabinie obijając się o lustra i charcząc głucho. Zaklinowałam się okropnie, bo dół swetra nie był ni wuja pana elastyczny tylko jakiś nietaki. Znaczy się HaM odwalił popelinę.
Wiedziałam, że mam nos włożony we własny łokieć, okiem prawym widziałam przez dziurę w splocie drzwi ale nie mogłam zlokalizować swojej lewej ręki, która tkwiła gdzieś z tyłu. Oprócz tego mój za duży acz bardzo wrażliwy i obdarzony wieloma receptorami nos zaczął wykazywać zniecierpliwienie albowiem nie lubił mieć stosunków z włóknami. Nie mogłam w nim oczywiście podłubać, bo nie umiem dłubać w nosie łokciem. Jak ktoś z was umie to niech pokaże jak. W końcu udało mi się jakoś wyleźć z tego wszystkiego i obrzuciłam Czarny Sweter serią epitetów i onomatopei. Mój biedny nos z czoła opadł mi na brodę i Redakcja po ponownym założeniu swoich ubrań wyszła z kabiny wyglądając jak Irena Szewińska.
Podchodzę do Smutnego Pana w Uniformie.
- Panie, coś jess z tym golfem nietak! Utkłam w środku znaczy! Jakim prawem ja się tutaj właśnie teraz zapytowywuję! :/
- Z jakim golfem? :/
- NO Z TYM! CZARNYM GOLFEM CO GO DZIERŻĘ W DŁONI! :/
- To nie golf. To Czarny Sweter :/
- Wiem, że czarny! Za mały jess! :/
- Nie widzę! :/
„NO TO SMATRI SOŁDACIE JEDEN!” – pomyślałam sobie i na nowo zaczęłam pakować się do środka Czarnego Swetra przy facecie. Smutny Pan w Uniformie podszedł do mnie i spojrzał mi w oko przez dziurę w splocie. Potem zdjął go z mojej rozczochranej głowy, odwrócił i powiedział: To nie golf. To ściągacz.... :/
To może ja już poszłam. I już mnie tu nie ma? A to moja koleżanka napisała.
Uszanowania
GrossBoss