Translate

March 27, 2013

Lea Demolka wspomina dzieciństwo czyli kleszcz z krainy beretów



Twardym trzeba być a nie miętkim nei?
Dzisiaj krótka rozprawka na tematy wewnętrzne.
Jak już niektórzy zdążyli się zorientować w czasach kiedy byłam pacholęciem 7-8 letnim jeździłam sobie po świecie na różne tournee z taką jedną kapelą, gdzie i Kasia Sokołowska - obecna jurorka Top Model ze mną miała przyjemność ekhe. Występowac dla gawiedzi.

 Kapela składała się w głównej mierze z bab w wieku szkolnym i z 4 facetów ( w tym Ojciec Dyrektor)  Jako, że byłam giętka jak witka wierzbowa lub wiklina jak kto woli zostałam umieszczona w grupie akrobatycznej gdzie fikałam różne gwiazdy, szpagaty, wsadzałam sobie głowę między nogi od tyłu a czasem jak to ja zaliczałam skok na Małysza z ubikacji budząc odrazę kiedy znajdowano mnie w kącie kibla z gołym tyłkiem i nieświeżym berecikiem na głowie.

Na wyjazdach zagranicznych o ile nie były do krajów ościennych, gdzie była podobna bieda jak u nas, tylko inna a biedacy gadali po czesku, niemiecku lub rosyjsku nie będę wspominać. W roku 1982 ujrzeć na własne oczy tych co wojnę wygrali ale nie pod sowiecką flagą to było coś! Belgia, Francja czy Anglia były dla nas – dzieci komuny rajem, który dzięki temu, że potrafiłam sobie tę głowę między nogi wpakować mogłam na własne gały zobaczyć.

Ponieważ umieszczano nas w rodzinach zastępczych gdzie po wręczeniu „Angielskiej Mamie” prezentów w postaci lalek z Cepelii w sukienkach krakowskich, drewnianych koników, wieszaków osikowych z motywem traktora czy czegoś w tym stylu, zaczęliśmy być Anglikami. Przez dwa czy trzy tygodnie żyliśmy w innym świecie hodując angielskiego gluta pod nosem, pijąc herbatę inną niż sypana czarna i jedząc różne smaczne rzeczy co ich w Polsce nie ma a przywieźć z powrotem nie można, bo Pan Celnik zaiwani ci to na granicy a zamiast tego wsadzi cegłę.

Słyszałam wtedy o czymś co nazywa się Wesołe Miasteczko i nie polega na tym, że musisz strzelić z krzywej wiatrówki do Donalda Tuska ani powiesić się na 4 metrowym skrzypiącym łańcuchu w czymś co wygląda jak wyszczerbiona grzęda odbierając okiem błysk policyjnego koguta co na czubku się chwieje.. Nie mogłam się zatem doczekać aż pojedziemy do Clacton gdzie znajdował się największy w Anglii lunapark zbudowany na wodzie.

Ponieważ zawsze byłam za mała i za chuda, tak, że w zespole nie było ani jednej sukni pasującej na moje ciało tylko ubierano mnie w galoty aksamitne, kufajkę z koronkowym kołnierzem wielkości Wrocławia i beret z bażancim piórkiem plus wsadzano mnie w dłoń fleta, normalne było, że normalnie mnie na tego rollercostera nie wpuszczą.

Po pierwsze wpuszczali od 10 lat. Ja miałam sześć. Po drugie osoby, które mają powyżej metra iluśtam i brzdękną łbem o poprzeczkę aż im zagwiżdże ( tym panom Anglikom znaczy…) , że ten akurat może wejść. Po trzecie wielkie plastykowe szelki opadające od góry musiały coś zapiąć. Humanoida znaczy. W moim przypadku, czyli zaliczki na człowieka zapięłyby co najwyżej zaliczkę plus 3 metry sześcienne azotu z tlenem.

Będąc niezwykle pomysłowa wlazłam takiemu jednemu chłopu co stał za mną na buty i czekałam aż zrobi kroka. Chłop kroka zrobił. Puknęłam łbem w kijka, panom Anglikom zagwizdało a ja najpierw wpakowałam sobie za kurtkę swój beret, potem czerwony sweter koleżanki, potem foliową torebkę z pączkami co je zdążyłam nabyć w takiej budce obok, potem kurtkę koleżanki i dwa berety tych co ich nie chcieli stracić na wietrze. Plastyki jakoś mnie zapięły bo wielki bęben sterczał mi pomiędzy sztachetami a ponieważ na rollercosterach mają taki przerób, że co półtorej minuty rusza kolejny pociąg, nikt nie zauważył, że na siedzeniu pierwszym z lewej siedzi coś co wygląda jak spuchnięty kleszcz.

Z jazdy na cudzie owym, w którym się wtedy zakochałam okrutnie pamiętam tylko, że kiedy zeszłam na dół zielona jak trawa na wiosnę, po wydaleniu z siebie śniadania, obiadu i hot-doga na głowy Anglików – berety miałam w rękawach, pączki na plecach ( nie tylko te w celofanie ale też te, które wydobyły mi się otworem gębowym pod wiatr) , a czerwony sweter dyndał mi pod brodą jak podgardle koguta.

Nie zmienia to faktu, że Polak potrafi. To, że dostałam potem lanie od Ojca Dyrektora publicznie nie umniejszyło wcale mojego sukcesu, który sobie w tym miejscu może właśnie teraz dlaczegobynie bynajmniej teraz właśnie akurat teraz zadedykuję. Właśnie…

I teraz jak zwykle puenta…
Rzygając pod wiatr usiądź przed Ojcem Dyrektorem
Z wyrazami…
Redakcja



W związku z tym, że jestem tu zielono-żółta i wyglądam niesmakowicie wcale, zbliżenia wam nie zrobię :/