Translate

November 30, 2012

Lea Demolka wspomina dzieciństwo... czyli przypowieść o rombach, faunie i stolicy'1979

Jak już kiedyś napomknęłam narodziłam się w anno domini 1974 w dziurze octem i pomarańczowym amerykańskim serem płynącą, gdzie wielką atrakcją były wyprawy autobusowe do sklepów w takiej drugiej dziurze, w której to dziurze było o dwa sklepy więcej niż w dziurze pierwszej. Jakowoż dziury te znałam już dokładnie a i widok pustych półek znudził mnie okrutnie, ogromną atrakcją była dla mnie wiadomość, że Dawcy Życia zabierają mnie do stolicy Rzeczpospolitej Ludowej.


Mianowicie rodzina Dawcy Życia zamieszkiwała ową stolicę i pobliskie sioło i trzeba było raz na jakiś czas odwiedzić rodzinę ową. Prykającym małym fiatem prykaliśmy więc 240 kilometrów z kilkoma przystankami na sik-pauzy i zawsze było to dla mnie ogromne przeżycie, kiedy podczas postoju mogłam pooglądać kupy poprzedników jak i oberwane dokumentnie z liści okoliczne krzaczki.

Wtedy chyba była taka moda, że modne i trendy było używanie wytworów przyrody do tej mało wytwornej czynności bo papier toaletowy to był delikates, więc używało się go od święta lub szpanowało girlandami na szyjach lansując się po mieście. Co prawda słowo delikates oznaczało w roku 1979 nie mniej ni więcej na przykład bombonierkę, której zabrakło albo torcik wedlowski, którego jak zwykle nie dowieźli. Mniejsza z tym.


Chciałam tu bowiem napomknąć o tym, że Warszawa była dla mnie jakimś koszmarnie ogromnym skupiskiem spódnic kraciastych i kwiecistych podobnych do mojej Dawczyni Życia. Nie oznacza to oczywiście, że Dawczyni Życia malowała sobie na twarzy szachownicę tudzież łowickie wzory. Nosiła tylko takie ciekawe stylistycznie spódnice w romby i w inne wzory, także patrząc na tłum falujących kiecek miało się wrażenie, że jesteś w jakiejś dżungli matematyczno-filozoficznej.

Potomek Redakcja w ramach edukacji została zabrana przez Dawców na 40 piętro Pałacu Kultury i Nauki, skąd miałam doskonały widok na domy towarowe Centrum oraz smutne i puste place, które oczekiwały aż ktoś na nich wybuduje Mariott, Galerię Mokotów, Blue City lub Atrium Tower. Warszawa przywitała mnie oparami benzyny żółtej i niebieskiej, zmysłowo wymieszanej z azotem i resztką tlenu. Katalizatory jeszcze się wtedy nie wykluły a o bezołowiowych napełniaczach baków mało kto słyszał. Nie mówiąc o paliwach ekologicznych.

Następnie potomek Redakcja została zabrana na Dworzec Centralny, gdzie zgłupiała do reszty.


Wszędzie mijały mnie romby, które na głowach nosiły czapki z lisów i berety włóczkowe. Kobiety Warszawy bowiem lubiły bardzo mieć na głowie martwe zwierze. Najlepiej żywe. To znaczy najlepiej naturalne wyglądające jak żywe, z dodatkiem plastikowych oczu i wywieszonych jęzorów. Najlepiej lisa. Jakaś taka no wiecie… Tendencja. Tradycja też. Wiosna, lato, nie ważne. Zwierze ważne! Dziwne, że mu się oczko nie odlepiło. Temu lisu :/

Ponieważ akurat Dawcy Życia musieli coś załatwić w kasie czy już nie pamiętam co ( a to dziwne… :/ ) Potomek Redakcja niecnie mu się odlepiła od ręki. Temu Dawcu. I w tym momencie ślad po niej zaginął. Koniec. Nie ma. Klona szlag trafił. Ja to się teraz dziwię, że akurat wtedy powinni mnie byli wyprowadzić do tej Warszawy na smyczy, ale chyba im nie za bardzo wypadało wlec po glebie pięciolatkę na uwięzi. Ja tam nie wiem. Jakbym miała takiego Klona to bym wlokła.

No to odłączywszy się na tylko jeden malutki momencik od spódnicy znanej bardzo usilnie postanowiłam odnowić kontakt wzrokowy coby się nie zgubić. Odnowiłam kontakt, złapałam kieckę i idę.

Idę… Idę…

Nagle z góry odzywa się srogi wrzask

” A puśćże mnie dziecko drogie! Czegoż siem czepiasz!”

Podnoszę gały na wykrzyknik bo odgłos paszczą mnie się nie zgadza całkowicie i w szczegółach. Nade mną otwiera się obca jama gębowa nijak niepodobna do Pani Matki w romby ubranej. Obca jama gębowa też nosi romby ale nie te romby co potrzeba tylko inne.

W przeciwieństwie do innych Klonów ten o którym tu rozmawiamy nie stanął jak słupek sztywno na Nowym Świecie tylko rzucił się w tłum i począł inwigilować okolice dolne okalających mnie bab.
Począł również zawodzić nieśmiało pod kulfoniastym nosem wydając srogie stęknięcia i usiłując zobaczyć coś więcej niźli dolne partie ludzkie.

Ponieważ stęknięcia nie przyniosły rezultatu poszedł sobie powrzeszczeć do miejsca, które jak uważał da mu lepszy podgląd na ogólny pogląd.


To może ja już nie będę tutaj za bardzo ujawniać akcji poszukiwawczej za pomocą panów w mundurach. Bo wiecie. Podczas gdy ja sobie wesoło dyndałam nad torami po drugiej stronie balustrady oni przetrząsali berety pań w rombiastych spódnicach raglanowych. Mnie ogladało jakieś 200 osób zebranych na peronie i machających kończynami jak jakieś wiatraki, a oni przesłuchiwali w tym czasie babcię klozetową Panią Wirdżinię Jodełek.
Dawcy Życia okazali się oazami spokoju i nie dokończyli dzieła spychając mnie pod pociąg relacji Warszawa-Ryki. Może to stan przedzawałowy wytworzył w ich krwii dodatkową ilość endorfin. Nie wiem.

To może teraz dla odmiany puenta
Nie każdy Dawca to Romb w berecie chociaż czasem narombany być może…
Z wyrazami
Redakcja


My Facebook.

November 29, 2012

I love the World. Stoned whale from Ushuaia, Argentina





Dzień dobry :)

Pamiętacie zapewne post o szklanej plaży , gdzie Matka Natura musiała przez 100 lat poprawiać człowieka. Dzisiaj będzie o pewnym człowieku, który postanowił poprawić Matke Naturę i przeniósł praca własnych rąk największe zwierze świata wprost do głębi lasu.

Zrobił to w sposób niezwykły, a jego dzieło zlał się w jedno z przyrodą. Adrián Villar Rojas jak widać zajmuje się nie tylko znanymi nam z oceanów stworami, ale też baśniowymi smokami oraz wszystkim tym, co wprawia w zachwyt nasze dzieci i nas samych

Enjoy!

A jakby Adrian szukał nowego miejsca na poprawienie Matki Natury to zapraszam do Polski albo na pustynię obok Hurghady. Będę zabierać turystów na zwiedzanie w stylu Gepetta :)

Pozdrawiam,

Lea



My Facebook.

November 27, 2012

I love the world. Wodaabe People from Niger czyli rozprawka o żółtaczkowych amantach




Witajta moje duszki ....uhm i duszkowie

Nawiązując do bardzo lubianego przez mła cyklu Fashion Fict Faction by L.M.Production, dzisiaj będzie bardzo uroczysty post dotyczący podobno najpiękniejszych ludzi na świecie czyli koczowników Wodaabe.

Ludziska te jako topole strzeliści uważają się za najbardziej urodziwych nie tylko w Nigrze i Nigerii oraz Kamrunie ale na całym świecie. Prowadzą koczowniczy tryb życia więc chyba mają porównanie. Zresztą najwybitniejsza grupa jaśnie upiększonych liczy sobie 45.000 osób a jak sami o sobie mówią Wodaabe / ludzie Tabu/ również ich język zwany Fula oznacza tabu.

Same tajemnice kurcze.

Może dlatego zdecydowałam sie o nich napisać.

Na początek kilka ciekawostek.

Ich moralność i kodeks etyczny opiera się głównie na skromności, cierpliwości, odwadze, opiece ale też na uroku i pięknie.

Rodzice nie mogą rozmawiać z dwójką najstarszych dzieci, które zamiast z nimi przebywają z dziadkami

Podczas dnia małżeństwa nie mogą ze soba rozmawiać ani trzymac się za ręce.

Niezamężne dziewczęta mogą uhm... no wiecie "zadawać się" z kim i kiedy chcą.

Nastolatki tańczą tak zwany taniec Yaake, który wygląda jakby panom zaraz miały popękać gałki oczne. Przewracając oczętami, z wywalonym językiem i wymalowanymi na żółto twarzami usiłują poderwać dziewczyny.

Ale to jeszcze nic.
Teraz się skupcie.


Pierwsza żona zazwyczaj pochodzi z linii rodziny ojca lub matki a małżeństwo jest aranżowane podczas gdy młoda para jest jeszcze niemowlakami. Druga żona jeszcze zanim zostanie żoną, pozostaje z narzeczonym aż nie zajdzie w ciążę. Potem wraca do domu matki. Siedzi tam dopóki potomek nie osiągnie 4 lat. Następnie obwoływana jest "boofeydo" / czyli ta co popełniła błąd/ Jak juz zostaje tą boofeydo, w ogóle nie może sie kontaktować z mężem co właściwie jeszcze nie jest jej mężem a narzeczonym.

Dopiero po około dwóch latach kiedy jej własna matka nakupi jej wyposażenie domu i kuchni, może z tym całym stafem, łóżkiem, zlewem, patelnią i 6 letnim dzieckiem przeprowadzić się jako druga żona do swego chłopa.


To dopiero jest ustawa o związkach partnerskich
i szczerze mówiąc. Jakbym na mnie wyskoczył wieczorem taki wyszczerzony wymalowany na żółtaczkowo Tomas z obłą gało i ZEZEM to bym uciekła z wrzaskiem aż by się kurzyło :)

Pozdrawiam serdecznie!
GrossBoss





My Facebook.

November 25, 2012

Oto post na pożegnanie, drogie polskie-szafy-panie. Zaś ostatnia mina PROSTO DLA ADMINA :'/



caramel colour chart no.27/ lace wig 26 inches/ silky straight/virgin malesian hair/silk top hidden knots/ silk edges cap - custom made




pix by Ikarus :)

oto epitafium dla pewnego portalu, gdzie KAŻDY musi wygladac jak KAŻDY. Szczerze mówiąc własnie w dobrym momencie wykopano mnie z tamtąd i rozumiem, iż uczyniła to bardzo ważna administratorka która robi konkursiki z giwełejami i przeszkadzały jej moje opowieści o świecie pomimo ponad 100 postów ze sesjami ciuchów?

To dla Was drogie Panie. Te butki od najpopularniejszej firmy obuwniczej od give awayów - jak widać dokładnie te same czyli z serii Bamboo, które sobie sprowadziłam prosto od producenta, któr WŁAŚNIE dla tej firmy robi je z ich metko.

Post powstał specjalnie z dwóch powodów. Pierwszy to OBŁĘDNA torba, która moja osobista Pani Matka wystawiła na śmietnik. Torbę siedem lat temu otrzymała w prezencie moja babcia, która przekazał ja mojej mamie. Uratowałam ją miesiąc temu przed wypierniczeniem na dary lub inne wysypisko warszawskije i uświadomiłam Pani Matce, że ZANIM COŚ WYRZUCI NIECH NAJPIERW POKAŻE TO MI. Jak można taki skarb siedem lat w szafie chować? No jak?

Drugi powód macie na mojej głowie. To chyba jedna z najpiękniejszych lace wig jakie zamówiłam dla mojej Klientki. 28 cali czyli prawie 70 cm. Kolor carmelowy blond na czepku, który zaprojektowałam specjalnie dla osób chcących bardzo szybko taka peruke rano zamocować czyli z silikonową transparentną obwódką. Naturalny przedziałek, wpuszczane węzełki. Włosy najlepszej klasy - nie skrobane z łusek / virgin/ W sklepie jakieś 7.000 a u mnie tyle co wynegocjuję z producentami. Czyli ze cztery razy mniej. O to zlecenie biło się 5 fabryk w Quingdao ale ta co mi ja wykonała to po prostu mistrz. Mam nadzieję, że moja droga M. dostawszy ją będzie mogła nosić co najmniej przez 3 lata. Pamiętacie sesję z Roszpunki, gdzie Leila na balkonie / w filmie/ nosi złote włosy? To już moje drugie zlecenie dla M. i jak widac po ciągłym noszeniu włosy czują się świetnie, co mnie bardzo cieszy :) O kremach do peruk z Loko nie wspomnę.

Pozdrawiam,
GrossBoss

p/s i do diabła z...

My Facebook.



EPILOG... :P

November 22, 2012

I will show You the house of my dreams :)

Jakby tu zacząć... Jako Kobiet Pierwotny od dawna upodobałam sobie jaskinie a że i w Qourna zamieszkujemy w chatce krzywej jak Smerfowe domki tak i w końcu znalazłam mociumpanie kompromis pomiędzy orientem, jaskiniowcem a egipskim cudownym niedorobionym kiczem, który po prostu uwielbiam w każdej formie / nawet te diamentowe krany na glinianej scianie ==>> /

Możeta więc sobie obejrzeć moje gusta, które daleko odbiegają od stalowych mebli, fajnych kanap, muffinek na szklanym blacie obok kubka z kawusio ze słomko.

Ja tam lubię KRZYWO, przaśnie i z blichtrem.

Jeśli kto urządzał dom poniżej to właśnie chyba był mój bliźniak bo oprócz łoża dla Kleopatry wrzucił mi do salonu głowę Indianina ZwiesłegoNosa co oznacza zgodę z moim zamiłowaniem do Indian ==>> Stephena Kinga ==>> i Crime Investigation ==>>



Zresztą...



... i troszke inspiracji :)



My Facebook.

November 21, 2012

Lea Demolka wspomina dzieciństwo :)


Patrząc na moje buty Słodowego Adama, które nareperowałam śrubko - naszły mnie znowu wspomnienia...



Wspominałam sobie je siorbiąc nosem i chlipiąc w klawisze. Potem wytarłam klawisze z produkcji własnej i zamiast pisać, wlepiam Wam tutaj odcinek Lei Demolki lekko fotograficzny. Wiąże się to z inicjatywą mojej Siostry, która wydłubała z czeluści strychu slajdy z lat 70-tych i 80-tych, gdzie widniały dwie chude pieczarki. Te dwie chude pieczarki to uniżenie podpisana Redakcja i Ikarus. Slajdy zostały zeskanowane w ilości sztuk 70, powodując u mnie nadprodukcji wodnej z gałek ocznych.


















Jak Państwo zdążyli zauważyć, nosimy bardzo gustowne stroje, czyli kombinezony i berety produkcji PRL, spodnie wełniane oraz betonowe podpórki nowo budującego się miasta socjalistycznego.
Jesteśmy również wyposażone w ubrania produkcji polskiej fabryki ubrań z Nowego Sącza i z GieESu oraz wannę plastykową, do której w ramach dożynek działkowych, zbierane były plony Obywateli Działkowców Rzeczpospolitej Ludowej. Na skrzyni znajdują się produkty polskie typu flamaster i długopis. W skrzyni dwie łopaty, gracki i grabie Dawców Życia.

Na kolejnym slajdzie znajdą Państwo myśl techniczną PRL-u czyli wersalkę, taboret i zupę zacierkową, ktora była pyszna i którą jadłam około 2 godzin. Pod koniec jedzenia, zupa zacierkowa wyglądała jak dwukrotnie zjedzona, zawierała kożuch powierzchniowy a połowa niej znajdowała się na podłodze, taborecie i narzucie właśnie.

Wyprowadzano mnie również na górkę, gdzie zrzucano mnie na dół zaraz za sankami. Dawcy zakładali nam kożuchy bezpieczeństwa a na łeb wełniane kaski.

Na sam koniec Rodzynek-Redakcja i jej słynne rącze jak sarenki nogi, które potrafiła wyginać we wszystkich kierunkach. To pewnie po to wcielono mnie do grupy akrobatycznej i wożono na turnee.
/ o moich tournee z zespołem muzyki dawnej, w którym wystepowałam z bardzo znaną aktualnie panią od mody wkrótce. Wkrótce tez kompromitujące zdjęcia szczerbatej Redakcji razem z to panio/

To ja może już wrócę do tego strugania a Was zostawiam w nastroju mam nadzieję sentymentalnym. Zwłaszcza roczniki 1974-1980. Zwłaszcza tych, którzy zdążyli się zapoznać z oralną wersją początków mojej egzystencji w tych na prawdę dziwacznych czasach.

Bo czasy rzeczywiście były dziwaczne :/

Urodziłam się w PRL-u, dorastałam w prywacie a wylądowałam w wirtualnej rzeczywistości... A dzisiejsze dzieciaki? Urodzą się w wirtualnej rzeczywistości, będą dorastać w erze III Wojny Światowej i końca świata Majów a gdzie wylądują, tego nie wie nikt... Może na Marsie?

Z wyrazami
Redakcja

My Facebook.

November 20, 2012

I love the world czyli post dla fanów Star Wars. The real Tatooine




Każdy fan sagi zna małą pustynną planetę Tatooine w Sektorze Arkanis. Luke Skywalker obszedł ją sobie wesoło wzdłuż i wszerz. Aż dziwne, że pył nie zatkał jego kumplom podzespołów i nie spowodował zwarcia obwodowego w nasmarowanych olejkiem stawach i trybikach :)

Planeta wyglądająca jak żywcem wyjęta z wiosek wyrastających z pustynnego piachu północnej Afryki - istnieje bowiem na prawdę i nazywa się Tataouine.

Wioska w Tunezji była domem dla wędrujących ludów oraz miejscem dla Ksour / z arabskiego quṣūr, “castles” czyli zamki/ - niesamowitych warownych spichlerzy używanych przez ludność Berberów i Nomadów.
Zwane Ksar Ouled Soltane zostały one wzniesione na wzgórzach aby lepiej chronić żywność przed najeźdźcami. Każdy kto próbował podkraść się pod spichlerze był dobrze widoczny.

Pomimo milionów chętnych zobaczenia na własne oczy mitycznej wioski, prawie nie istnieje tam infrastruktura turystyczna. Brak jest hoteli i restauracji więc turyści zatrzymują sie tu przejazdem.

I może dobrze.

Nie zawsze wszystko co może zostać masowym produktem turystycznym, musi się takowym stać. Lepiej niech ta odrobina tajemnicy i wrażenia, że coś jest tylko dla nas i jest wyjątkowe trwa jak najdłużej...

Uściski!
GrossBoss





My Facebook.

November 19, 2012

I love the world. When money does grow on trees :)




Witajta moje duszki.
W dobie kryzysu zapraszam do Yorkshire, na północy Anglii oraz do Bolton Abbey gdzie zapobiegliwi Anglicy zrobili sobie zapasy na zimę.

Podobno wydłubanie czyjejś monety przynosi pecha nie tylko finansowego więc może dobrym pomysłem będzie li tylko udanie sie tam celem inspirancji na kolejny rok orania w korporacji? Nie wiem.

Jakby ktoś miał wolne dwadzieścia groszy, ma kolejne miejsce aby je "zagospodarować"

Enjoy!

GrossBoss



My Facebook.