Translate

October 26, 2012

Lea Demolka wspomina dzieciństwo


Pewnie kilkoro z was pamięta zimę stulecia. Rok był chyba 1982 . Nominacja do Zimy Stulecia zotała przyznan po tym kiedy łopatami trzeba było sobie wykopywać wyjście z bloku, wychodząc najpierw przez okno na parterze. Polegała na tym również, że krajobraz nizinny zamieniał się w krajobraz górski a górkami były wtedy nieliczne samochody marki Fiat 126P (na talony!) lub co bogatszych Fiat 125P. Niektóre pagórki kryły pod sobą Syrenki Skarpety lub Trabanty od zaprzyjaźnionych przyjacioł z NRD. Moja rodzina z racji klasy średniej otrzymała talon na samochód Mały Fiat i zostaliśmy dumnymi posiadaczami owego wozu w kolorze brudnej sraczki z domieszką szarości przełamanej szarością. Miasto zamarło jak prehistoryczny gad w Epoce Lodowcowej a tłumy robotników Rzeczpospolistj Ludowej do Zakładu Żywiciela Rodziny czyli do Predom Edy ( to ci od lodówek) chodziły na piechotkę lub miłosiernie oczekiwały na wykopanie wąwozu w opadzie białym.

No ale co to ja miałam…. 

Acha! 

Dawczyni Życia zrobiła prawo jazdy! Prawdziwy sukces zważywszy, że jeździła tylko tym Maluchem. No ale jeździła. Trochę… Potem rolę Nadwornego kierowcy rodziny  przejął Dawca Życia.
Kiedy śnieg trochę stopniał Macierz pakowała się do Nowego Fiata i prykając na boki dojeżdżała do miejsca pracy. A pracowała w terenie odwiedzając ubogich i potrzebujących pomocy socjalnej. Opon zimowych wtedy nie znano, także Maluch robił bokami zwiedzając okoliczne wioski i sioła, parkując przy oborach i stodołach. Dawczyni Życia jak zwykle wywiązywała się z obowiązków wzorowo ( co po niej niejako przejęłam w genach) i dzięki niej babuleńki z Kraczewic czy z innych tam zadupiów dostawały zapomogi.


Pewnego zimowego dnia popiardując szczęśliwa, że już wraca do domu ( znaczy popiardywał wóz a nie Macierz) obaczyła na poboczu jakąś półtorametrową zakutaną w cztery koce BABCIUSIĘ  co tachała dwie ogromne siatki. Babuleńka toczyła się srogo w zaspach i chyba siła ciążenia siatek utrzymywała ją w pionie. Dawczyni Życia wzruszyła się okrutnie losem nieboraczki, zatrzymała Malucha i zapytała czy staruszki nie podrzucić. Babcia ucieszyła się jakby wygrała sto złotych, uśmiechnęła się gołym dziąsłem i zaczęła pakować się na tylne siedzenie 126P. Macierz upchnęła babulę z tyłu, upchnęła dwie torby, upchnęła okrycie wierzchnie przypominające namiot Beduina i jedzie.


Jedzie, jedzie… 

Babciusia błogosławi ją na wszystkie strony, gdacze jak to babuleńki potrafią o córce co to w mieście mieszka i zaraz ją zobaczy, o wnusiach co czekają na babcię, o pasztecie co im zrobi na kolację, o srogiej zimie i o tym, że musiałaby cztery kilometry na piechotę się toczyć gdyby nie Mama.

 Jedzie… jedzie… 

Dojechała.

Wyciągnęła babcię z samochodu, wyciągnęła 20 kilo odzieży, dwie siaty wyciągnęła i wtedy zaczęła wrzeszczeć.

Matka wrzeszczy, no to babcia też wrzeszczy. A jak wrzeszczy Matka i babcia to już jest wydarzenie o charakterze społecznym. 

W ramach pomocy sąsiedzkiej przylatuje więc Pani Słonina i kilka innych osób, zaglądają do samochodu i też zaczynają wrzeszczeć. Dawczyni Życia rzuca się na babuleńkę, babuleńka zaczyna uciekać. Macierz goni ją dzielnie celem obaczenia czy to okrągłe w kratkę żyje czy tylko udaje. Okrągłe gibie się dzielnie z siatkami bo goni ją zapewne zboczona wariatka. Nie ważne! Podwiezła czy nie podwiezła, dziwna jakaś.
Rzeczywiście. Gdybyśta to wy zobaczyli na tylnym siedzeniu dwa litry krwi, co spłynęła na dywaniki gumowe też byśta te babcie gonili. 
Chociaż jak na zwłoki zachowywała się dosyć żwawo.

Ekhe! No to może puenta?
Po ubiciu króliki zawiń najpierw w reklamówkę a dopiero potem wsadź do torby
Z wyrazami
Redakcja